Czas akcji – jeśli wierzyć prezentowanemu z fundamentalistyczną (choć wybiórczą) dosłownością tekstowi Biblii – to ósme do dziesiątego pokolenia ludzkości, licząc od Adama i Ewy: wciąż żyje dziadek Noego, Matuzalem. Jednak obraz filmowy zdaje się temu przeczyć: akcja filmu rozgrywa się w postindustrialnym krajobrazie wulkanicznej wyspy (film powstawał m.in. na Islandii), w którym bez trudu można dostrzec porzucone XX-wieczne rurociągi i hutnicze piece. Ubrania wegetariańskich bohaterów również w niczym nie przypominają starożytnych: robione na drutach wełniane swetry, spodnie i kurtki wykonane z przypominającego dżins materiału, stylistyką rodem ze slumsów, to z pewnością zamierzony zabieg autorów scenografii. Warstwa wizualna – pokazująca świat zdewastowany przez ludzi – demaskuje współczesną cywilizację, nadmiernie eksploatującą zasoby Ziemi. Nie w tym jednak tkwi problem: liczne filmy z powodzeniem przecież aktualizowały przesłanie Biblii (Książę Egiptu) bądź posługiwały się jej treściami w formie figuratywnej (Opowieści z Narnii. Lew, Czarownica i stara szafa).
Autor dokonuje ryzykownej operacji na tekście biblijnym, dokonując jego przekształcenia tam, gdzie uznaje to za stosowne: wprowadza Strażników – „uziemione anioły”, przypominające ni to Transformersy, ni to Skalne Olbrzymy z Tolkienowskiego Hobbita, magiczną skórę węża-kusiciela z Edenu, życiodajne źródło zamieniające pustynię w las (echo wizji Ezechiela i Apokalipsy?), przez niemal rok ukrywa w arce okrutnego Tubal-Kaina, usuwa za to z listy jej pasażerów żony trzech synów Noego, co reżyserowi jest potrzebne do wykreowania międzypokoleniowego konfliktu, lecz rodzi logiczną zagadkę, nierozwiązywalną w traktowanym przezeń literalnie przekazie Biblii – czy ludzie przeżyją za sprawą kazirodztwa? Nie przejmuje się autor scenariusza niespójnością narracyjną, gdy przy pomocy palonych ziół usypia wszystkie zwierzęta – ptaki, płazy, gady, ssaki, także największe, opary nie działają tylko na ludzi!
Polski dystrybutor filmu do oryginalnego tytułu zawierającego tylko imię dorzucił wyjaśnienie: „Wybrany przez Boga”. Gdzie jednak w tym filmie jest Bóg? W wizyjnych snach Noego, które znajdują swoje stopniowe wyjaśnienie w następujących po sobie wydarzeniach (zakrwawiona ziemia)? Poglądy Noego przypomina raczej etykę Petera Singera, stawiającego zwierzęta wyżej od ludzi: jest przekonany, że on i rodzina mają być ostatnimi żyjącymi ludźmi, co prowadzi go do morderczego zamiaru wobec mającej przyjść na świat wnuczki. W tym pseudobiblijnym pejzażu, przypominającym Wodny świat (reż. Kevin Reynolds, 1995) i apokaliptyczny 2012 (reż. Roland Emmerich, 2009), nie ma miejsca dla Boga: przejmujące są obrazy, w których Noe rzuca wyzwanie skierowane ku niebu, lecz Bóg milczy. Księga Rodzaju opisuje przymierze, jakie Bóg zawiera z Noem i jego synami po ustąpieniu wód potopu: jego znakiem jest tęcza. W filmie nie ma tęczy, jej funkcję być może pełni pulsująca na niebie kosmiczna eksplozja.
Czytelnicy Władcy Pierścieni czy sagi o Harrym Potterze spodziewają się po twórcach ekranizacji wierności wobec tekstu wyjściowego: tego samego mamy prawo oczekiwać po ekranizacji Biblii. Niestety, z Biblii w tym hollywoodzkim widowisku z ekologicznym przesłaniem pozostaje niewiele: skrótowe pokazanie sześciu dni Stworzenia, godzące kreacjonizm i ewolucję, kilka imion, dosłowność arki i wypełniających ją zwierząt. Nie stanie się ten film narzędziem przybliżającym przesłanie Księgi Rodzaju: zbyt wiele tu obcych treści.
Noe. Wybrany przez Boga (Noah), reż. Darren Aronofsky, sc. Darren Aronofsky, Ari Handel, obsada: Russel Crowe (Noe), Jennifer Connelly (Naameh), Anthony Hopkins (Matutalem), USA 2014, 138’.
w kinach od 29.03.2014
→ Stary Testament, Księga Rodzaju 6-9
ks. Marek Lis