Film Guido Chiesy jest na tym tle wyjątkowy: rozpoznamy postaci (Maryja, Anna, Józef, Zachariasz i Elżbieta...), miejsca (Nazaret, Betlejem, Jerozolima) i wydarzenia z Ewangelii znane, a przecież słów przeniesionych wprost Ewangelii nie usłyszymy. Pierwszy powód jest prosty: film swoją narracją obejmuje Ewangelię dzieciństwa, a przecież św. Łukasz nie jest tu zbyt wylewny: opisuje Zwiastowanie, wydarzenia towarzyszące narodzinom – i pozwala przeminąć dzieciństwu Jezusa, by odnaleźć Go po dwunastu latach zagubionego w jerozolimskiej świątyni. Reżyser nie chce tej historii na nowo opowiadać: woli podpowiedzieć widzowi to, o czym milczą Ewangeliści, próbuje z szacunkiem i dyskrecją mówić o Tajemnicy. Dlatego nie ma tu anioła Zwiastowania: ledwo dostrzegalny symbol – jakiś szum, lęk w oczach młodziutkiej dziewczyny, mleko rozlane na pastwisku – pozwala rozpoznać działanie Ducha Świętego, konkretne, bo na świat przyjdzie Dziecko. Uzupełnieniem stają się apokryfy, ale bez ich naiwnej cudowności: stąd trafia do filmu Józef jako wdowiec, mężczyzna w sile wieku z własnymi dziećmi. Piękne w filmie są twarze Maryi (niezapomniany jest jej uśmiech), Józefa i Jezusa, i tylu drugoplanowych postaci, które nie mają europejskich rysów. Bóg rodzi się przecież na Bliskim Wschodzie: dlatego decyzja reżysera, by pierwszoplanowi aktorzy pochodzili z krajów północnej Afryki. Film kręcony jest w języku arabskim: nie jest to co prawda aramejski, którym mówiono w czasach Jezusa (ten język rekonstruował Gibson w Pasji), lecz przecież – jako język semicki – bliższy jest tamtym czasom i środowisku niż angielski czy włoski, rozbrzmiewające z ust bohaterów większości ekranizacji ksiąg biblijnych.
Czy w tym filmowym Jezusie rozpoznać Mesjasza? Mędrcy (mówiący po grecku, wśród nich Jerzy Stuhr) dostrzegą zwykłe dziecko: nie zobaczą tego, co skryte dla oczu. To też metoda autorów scenariusza, nienachalnie podkreślających, że Bóg stał się człowiekiem. Czas oczekiwania i dorastania Jezusa to dojrzewanie w wierze, którą przekazuje mu Matka, uczenia się od Niej miłości i wrażliwości. Końcowa scena uświadamia widzowi, po co potrzebne jest poznanie opowieści Matki: by poznać człowieka, trzeba poznać ludzi, którzy go kształtowali. Piękno Jezusa i Jego Ewangelii zawdzięczamy też pięknu Maryi. Film podpowiada, że źródła Jezusowego nauczania (a nawet św. Pawła Apostoła) są tu, w rodzinnym domu, w ciekawości chłopca i refleksji Maryi, stawiającej pytania o rytualną czystość, sens obrzezania, wolność człowieka, godność kobiety i jej miejsce w społeczeństwie. Ważna okazuje się drugoplanowa postać Hillela, niepełnosprawnego wyrzutka, żyjącego poza Nazaretem: cierpliwość i łagodność Maryi, a potem Jezusa, któremu tuż przed wyruszeniem z rodzicami do Jerozolimy udaje się – po latach! – zaprosić Hillela w szabat do synagogi, do domu modlitwy, znajdują swoje odbicie w ewangelicznych gestach i słowach – o gorszącym uzdrowieniu w szabat, o powrocie syna marnotrawnego, o faryzeuszach i uczonych zamykających drogę do Ojca.
Odważny film o człowieczeństwie Maryi i Jezusa, o Bogu, który nie działa spektakularnie, nie miał szczęścia do dystrybucji kinowej: okazał się chyba zbyt religijny dla nastawionej laicko publiczności (tytuł oryginału to Ja jestem z tobą) i nie dość pobożny dla ludzi oczekujących kolejnego maryjnego fresku. Pod koniec 2015 r. za sprawą studia Katolik.pl ukazał się jednak na płytach DVD: spojrzenie reżysera staje się w filmie wyznaniem wiary i zaproszeniem do odkrywania Tajemnicy, którą jest nie tylko bóstwo, lecz również człowieczeństwo Jezusa.
→ Nowy Testament, Ewangelia wg św. Łukasza, apokryfy
ks. Marek Lis