III Niedziela Adwentu - 17.12.2017
2017-12-14
Dzisiejsza niedziela jest niedzielą radości (łac. gaudete). Duch mój się raduje w Bogu, Zbawcy moim – to refren responsoryjny (Ps 96; Iz 61,10b). Refren ten stał się inspiracją dla hymnu Wielbi dusza moja Pana –
radosnej pieśni wyśpiewanej przez Maryję (Łk 1,46-55). Także drugie czytanie jest
wielkim wezwaniem do radowania się (1 Tes 5,16). A w Ewangelii radość wypływa z dawania świadectwa.
CZYTAJ!
J 1,6-8.19-28
Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na
imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy
uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz [posłanym], aby zaświadczyć
o światłości.
(...) Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z
Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: Kto ty jesteś?, on wyznał, a nie
zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem.
Zapytali go: Cóż zatem? Czy
jesteś Eliaszem? Odrzekł: Nie jestem. Czy ty jesteś prorokiem? Odparł: Nie!
Powiedzieli mu więc: Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas
wysłali? Co mówisz sam o sobie?
Powiedział: Jam głos wołającego na pustyni:
Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. A wysłannicy byli
spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: Czemu zatem
chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem? Jan im
tak odpowiedział: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie,
który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego
sandała. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan
udzielał chrztu.
ROZWAŻ!
W Ewangelii czytamy o świadectwie Jana, dlatego chciałbym zaproponować kilka refleksji o świadectwie. Jan przyszedł na świat w
konkretnym celu, miał świadczyć o światłości. To była jego życiowa misja, którą
całym sobą wypełniał. Pociągał swoim radykalizmem, miał grono uczniów. Jako
chrześcijanin także mam być świadkiem Jezusa i o Nim świadczyć. Jan Ewangelista pisze o swoim imienniku, że "przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego" (J 1,6-7).
Jan Chrzciciel był oświetlony blaskiem Jezusa, dlatego mógł świadczyć. Podobnie jest z księżycem, który w pięknym blasku swojej pełni nie świeci sam z
siebie, ale odbija światło słońca. Wtedy jest taki piękny, a w przeciwnym
razie zlewa się z czarnym tłem – jest niewidoczny. Do świadectwa zdolny jest
tylko ten, kto doświadcza działania Jezusa w swoim życiu. Jeśli tego
działania nie widzę, to muszę o nie prosić, każdego dnia cierpliwie prosić!
Mogą być taka sytuacja, że przyjdą do mnie ludzie
z zapytaniem: Kim ty w ogóle jesteś, za kogo się uważasz? Może łatwiej, jak Jan, odpowiedzieć, kim się nie jest: Ja nie jestem Mesjaszem (...). Nie jestem [Eliaszem] (...). Nie [jestem prorokiem] (1,19-21). Tak i ja nie jestem
idealny ani bezgrzeszny, nie jestem super bohaterem, ani wzorem świętości itd.
I
to jest właśnie piękne w naszym Kościele, że nikt nie wymaga od nas, abyśmy byli kim innym. Jezus właśnie do takich ludzi przyszedł: „nie przyszedłem powołać
sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,12).
Lecz Jan w końcu odpowiada: „Jam głos [wołającego na pustyni]”! Wie on zatem dokładnie, kim jest, zna swoją tożsamość.
Dla nas bardzo ważne jest to, abyśmy mieli przekonanie, że - mimo naszej
słabości i ograniczoności - jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga.
On stale na nas patrzy i zachęca do świadectwa, do wdzięczności, do uwielbienia za cud
stworzenia. Jestem przekonany, że w ogóle Mu nie przeszkadza, że nasze świadectwo o Nim jest takie, a nie inne. Cieszy się naszymi małymi zwycięstwami, naszymi radościami, każdym naszym hymnem, modlitwą na wzór tej maryjnej pieśni uwielbienia.
Dlaczego jednak tak trudno nam to przychodzi?
Jan „wyznał, niczego nie ukrywając” - to semickie wyrażenie, które oznacza po
prostu, że nie wzbraniał się przed daniem świadectwa. Może często brak nam
takiej odwagi świadczenia. Świat jest, jaki jest, promuje styl życia, który odbiega od wymagań
stawianych przez Ewangelię. Muszę więc częściej reflektować nad tym, co mnie pociąga
za Jezusem, czemu za Nim idę, dlaczego chodzę do kościoła i modlę się?
Kiedy
pisałem te słowa, wiedziałem, że dokładnie za 24 godziny, wraz z
całym moim rocznikiem, wyznam oficjalnie przed Biskupem i Kościołem, że
CHCĘ dobrze przygotować się do święceń diakonatu i prezbiteratu, stanę się kandydatem
do święceń (łac. ad missio - "[gotowy do misji, posłania"). Współbracia z niższego rocznika za kilka godzin ubiorą sutanny, by od tej pory
zaświadczyć swoich strojem o wyborze drogi do kapłaństwa. Ich strój będzie świadczył (przemawiał). Każdy będzie mógł wyraźnie zobaczyć, że umierają dla tego świata. A gdzie w tym
wszystkim radość? Tak, dawanie świadectwa jest trudne, ale
ostatecznie daje dużo radości!
Pytajmy zatem:
- Jak się czuję z tym, że nie jestem idealny, doskonały (a grzeszny)?
-
Jak świadomość mojej grzeszności mobilizuje mnie do tego, by mówić, świadczyć... o
Bogu?
-
Czy potrafię dostrzec, że Jezus zawsze mnie
kocha, nawet wtedy, gdy popełniłem grzechy (por. Mt 18,12-14)?
MÓDL SIĘ!
Daj mi, Panie Jezu, każdego dnia doświadczać, jak bardzo
mnie kochasz, że stale jesteś przy mnie, abym mógł z przekonaniem i całą mocą
świadczyć. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
ŻYJ SŁOWEM!
Radość, którą tak szczególnie dzisiaj przeżywamy, musi być głęboko
we mnie osadzona, bo wtedy nawet w najtrudniejszych chwilach, będę wiedział i odczuwał, że On mnie kocha i jest ze mną. Radość winna jednak również promieniować na innych. Uśmiechnij się zatem, zwłaszcza do tych, których trudniej kochać!
Michał Picz