2021-11-23
Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na
ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć
będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce
niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w
obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i
podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.
(...) Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym».
Koniec świata może się nam kojarzyć
z filmami katastroficznymi lub fantastyczno-naukowymi, w których Ziemia zostaje
zniszczona, a ludzie próbują ją ratować lub odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Wizja z fragmentu Łukaszowej Ewangelii (Łk 21,25-26) może nam takie sceny
przypominać, jednak koniec świata, jaki zapowiada Jezus, nie jest związany z
groźbami katastrofy ekologicznej czy wojny atomowej, lecz z Jego nadejściem na
końcu czasów, z Sądem Ostatecznym. Tego fragmentu nie należy czytać w kluczu
popkulturowym, lecz duchowym.
Morze - jako nieokiełznany żywioł - symbolizuje w Biblii siły demoniczne (np. Ps 46,3-4), a „moce niebios” to gwiazdy, którym ludy pogańskie oddawały boską cześć. Jezus przyjdzie właśnie wtedy, gdy ludzie będą całkowicie bezradni wobec zła panującego w świecie, a „bożki”, którym hołdowali, zawiodą. Święty Łukasz pisze, że ludzi opanuje „strach” i „trwoga” (Łk 21,25-26) wobec zła, które wokół nich się będzie działo. Ale gdy Jezus przyjdzie, to my, Jego uczniowie, mamy „nabrać ducha” i „podnieść głowy” (por. Łk 21,28), czyli odetchnąć i przyjąć to, co nadchodzi, jak ludzie wolni, z pokojem serca. Ludzie będą rozpaczać, bo świat, w którym pokładali nadzieję (sam w sobie dobry, ale nie będący celem), skończy się. My odwrotnie - mamy się cieszyć, bo zacznie się świat, którego pragnęliśmy i oczekiwaliśmy.
Co należy zrobić, żeby w chwili, gdy nadejdzie Jezus Chrystus, być gotowym i przyjąć Go z pokojem serca i nadzieją? W dzisiejszych czasach istnieje ruch preppersów - ludzi przygotowujących się na koniec świata w rozumieniu świeckim (na katastrofę lub wojnę światową). Preppersi zbierają zapasy, nawet broń, mają skrytki i schrony. Jeśli oni tyle czasu i umiejętności poświęcają na uratowanie życia doczesnego, to o ileż bardziej my powinniśmy się przygotowywać, by ocalić życie wieczne.
Jezus nakazuje nam „czuwać” i „modlić
się” (por. Łk 21,36).
Czuwanie to postawa szacunku i miłości wobec Boga. To
bycie uważnym, świadomym, by nie przegapić żadnego słowa, które Bóg do nas
wypowiada. To dyspozycyjność, by każde słowo Pana nie tylko usłyszeć, ale i
wypełnić.
Z kolei deomai to imiesłów, który dosłownie oznacza „modlący się”. Nie tyle mamy modlić się, co mamy być modlącymi się! Modlitwa nie ma być czynnością praktykowaną od czasu do czasu, ale stanem! Żeby jednak być modlącymi się, trzeba praktykować modlitwę. Modlitwa jest nieustannym kierowaniem serca do Boga, ciągłym wpatrywaniem się w Jego oblicze. Czuwając i modląc się nie przegapimy nadejścia Pana.
Zastanów się:
Grzech stępia naszą czujność. Nie zapomnij w Adwencie o spowiedzi. Pamiętaj o kierowaniu myśli do Pana w ciągu dnia, w czasie pracy i innych obowiązków (np. przez akty strzeliste), aby być nieustannie gotowym na przyjście Pana.
Maciej Mierzwa
fot. antoni-reda.pl