2013-02-03
Specjalistów cenią wszyscy. Każdy zatem chce być jak najbardziej kompetentny w swoim fachu. Czy Bóg ma coś do powiedzenie w sprawach zawodowych?
Pewnego razu - gdy tłum cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy
do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco
odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!». A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli
więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci
podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak
również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami
Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz
łowił». I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
To jezioro Szymon znał jak własną kieszeń. Nie tylko zatoczki, mielizny czy porty i miejsca cumowania, ale także bryzy, prądy i najlepsze łowiska.
Wprawdzie Święte Księgi przedstawiają wodę jako wrogi człowiekowi żywioł i symbol śmierci, ale dla niego – rasowego rybaka – woda, zwłaszcza głęboka, była przestrzenią życia. Łódź – drugi dom – choć niestabilna i narażona na fale i sztormy dawała utrzymanie i nadzieję na spokojną przyszłość.
Lubił zakątki Morza Kinneret i związane z nimi codzienne rytuały. Znał swoje miejsce, a nie bez znaczenia była także rola przywódcy (pokładowego) i podkreślenie jej przez możliwość pokrzykiwania i nawoływania na pracowników i wspólników – specyficzny wyraz męskiej troski o powodzenie rybackiego przedsiębiorstwa.
Bywały jednak także chwile trudniejsze: gorzki smak nieskuteczności całonocnego połowu. Znajomość rzemiosła nie przekładała się jednak na okazałość połowu. Przykra była wówczas konieczność płukania i naprawiania sieci po nieudanym rejsie.
Takiego właśnie ranka wędrowny Nauczyciel chciał skorzystać z zacumowanej przy brzegu łodzi Szymona. Ten przystał na tę prośbę, bo „gość miał gadane”. Usłyszał w swej łodzi słowa prostotą i głębią przewyższające najwykwintniejsze synagogalne przemowy.
Z zamyślenia wyrwała Szymona prośba imiennie skierowana do niego: Wypłyń na głębię, zarzućcie sieci (w.4).
Nie lubił, gdy mu się ktoś wtrącał do roboty. A bardzo nie lubił, gdy próbowano zająć jego szefowskie miejsce. Cóż wędrowny Nauczyciel mógł wiedzieć o łowieniu? Już sama decyzja i zlecenie zdradzały dyletanta. Nie łowi się o tej porze – w jasny dzień, nikt nie zarzucał sieci w tym miejscu i w końcu nie można przypuszczać, że ryby same posłusznie wypełnią sieci!
Każdego innego ofuknąłby i wykpił, ale Temu Nauczycielowi próbował spokojnie wyjaśnić: Mistrzu, całą noc łowiliśmy, a wiadomo, że to najlepsza pora, i ani jedna , nawet najmniejsza sardynka nie wpadła w nasze sieci. Płuczemy je teraz ze śmieci… Im dłużej mówił patrząc w oczy Nauczyciela, tym bardziej czuł, że coraz mniej ważą własne jego słowa, a coraz więcej słowa Nauczyciela. W końcu nie wierząc własnym uszom usłyszał swój własny głos: Na Twoje słowo, zarzucę sieci.
Kazał wyciągnąć sieci niemal natychmiast po ich zarzuceniu, ponieważ nie widział w tym zbyt dużego sensu. Ale widząc ilość ryb trzepoczących się w podbieranej sieci zapomniał o bożym świecie. Zawołał na wspólników z drugiej łodzi – skarb był tak wielki, że jego masa zagroziła stabilności łódki. Krzątał się i pokrzykiwał podekscytowany ale równocześnie wprawny i perfekcyjny w każdym wykonywanym ruchu.
I nagle olśnienie. Sprawca fantastycznego połowu siedział tuż obok. Może to była głupia ławica, która zatraciła instynkt i wybrała się rankiem na te wody, ale skąd On o tym wiedział?
Kim jest Ten Wędrowny Nauczyciel?
Szymon w przebłysku odkrył, że jest ktoś, kto wiedział więcej o jeziorze, o rybach i połowach. Więcej o naturze, pracy i o życiu. Ktoś, kogo warto posłuchać nawet w najbardziej specjalistycznej sprawie zawodowej. Lecz do tej pory na jeziorze nie słuchał Boga. Chciał, by wszyscy słuchali jego – Szymona szefa przedsiębiorstwa. Dotychczasowe niedopuszczanie Boga do łodzi zaciążyło mu jak złowione ryby obciążyły łodzie. Przypadł więc Jezusowi do kolan i wyszeptał: "Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny!". Na to Mistrz uśmiechnął się, ponieważ tego dnia Szymon był najgrubszą złowioną rybą.
W kontekście obfitego połowu Jezusa warto zapytać:
Panie, nie omijaj mojego biura i warsztatu. Przysiądź się do mnie, bym mógł Cię usłyszeć i zachwycony Słowem wypełnić je. Zmieniaj po swojemu moją pracę detal po detalu. Daj mi tyle odwagi, bym uznał Twoją kompetencję w sprawach, które uznaję za techniczne, bezduszne i od początku do końca świeckie. Uznaję ciężar dotychczasowego nieposłuszeństwa. Pozwalam się złowić do Twojej drużyny. Naucz mnie łączyć kompetencję z duchowością pracy. Nie dopuść, by mój zawód stał się zawodem w duchowej ocenie.
Codziennie, przed rozpoczęciem pracy zaproś do niej Jezusa – Nauczyciela kompetentnego we wszystkich zawodach świata.
ks. Artur Sepioło