2023-10-19
Jezus rzekł do uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum.
A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są , co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca». Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.
J 6,53-69 (BT)
Mowa eucharystyczna Jezusa skierowana do uczniów jest wielką lekcją dla każdego wierzącego. Nie jest ona łatwa i zrozumiała dla wszystkich (w. 60). Jednych gorszy, innych zmusza do wielkich wyrzeczeń, a u jeszcze innych wywołuje sprzeciw i odrzucenie (w. 66). Są jednak i ci, którzy przyjęli ją jako dar na życie wieczne (w. 69). W relacji św. Jana jest to zapowiedź ustanowienia sakramentu miłości, który buduje więzi między Bogiem a człowiekiem. Mowa Jezusa ma formę dialogu. Zaprasza uczniów do wzajemnej refleksji nad tajemnicą „chleba życia” (w. 33. 48. 51. 58) i „słowa życia” (w. 68; por. J 1,1-4; 1 J 1,1). Negatywny odzew wywołało nie tyle Jezusowe przedstawienie swojego ciała jako chleba, ale przypisywanie sobie przez Jezusa pochodzenia z nieba (w. 42. 51). Zaproponowany przez Niego pokarm „na życie wieczne” jest zaproszeniem do miłosnego dzielenia się życiem: „Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (w. 58), a kto uwierzy, „ma słowa życia wiecznego” (w. 68). Wielu oddało swoje życie za tę objawioną prawdę. Jednym z nich był młody Włoch, który „uczynił codzienną Eucharystię centrum swego życia” (Jan Paweł II).
Albert urodził się 21 marca 1918 r. w Ferrarze we Włoszech, jako drugie z siedmiorga dzieci Adolfa i Marii. Jego rodzina była dobrze sytuowana i głęboko wierząca, zawsze na różne sposoby angażowała się w życie Kościoła. Od wczesnej młodości szukał możliwości uświęcania siebie i innych. Wzorował się na bł. Piotrze Jerzym Frassatim. Mając siedem lat mawiał: „Och, gdybym mógł go naśladować!”. W 1930 r. przeniósł się z rodzicami i rodzeństwem do Rimini, gdzie zamieszkali w pobliżu ubogiej dzielnicy robotników i rybaków. W ich domu powstało coś w rodzaju centrum pomocy ubogim i cierpiącym. Albert podziwiał swoich rodziców, czemu dawał wyraz w swoim Dzienniku. O ojcu pisał: „Nigdy nie zapomnę przykładnego jego życia, przeżytego pogodnie i świątobliwie, również w chwilach bolesnych i większego niepokoju. Był chrześcijaninem w pełnym tego słowa znaczeniu, bez kompromisów, bez względów ludzkich, bez ostentacji”. Z kolei matkę wspominał tak: „Matka, na podobieństwo Chrystusa, jest wszystkim dla wszystkich, względem członków rodziny, obcych i ubogich. Nikt, kto pukał do naszych drzwi, nie został odesłany z pustymi rękami. Również, kiedy nie może i oszczędza, zawsze coś znajdzie dla ubogich. Czasami, przekonując się osobiście o prawdziwej inwazji ubogich z wieloma potrzebami, nie wie, co ma czynić, ale nie chce ich odesłać pozbawionych ani pomocy materialnej, ani przede wszystkim duchowej”. Dom rodzinny był dla Alberta szkołą życia i miłości.
Mając 12 lat Albert wstąpił do koła Akcji Katolickiej Don Bosco przy salezjańskim oratorium. Tam uczył się apostolstwa katolickiego. Chętnie uprawiał sport - kolarstwo, piłkę nożną, pływanie, tenis i wspinaczkę górską. Uważał, że sport pomaga mu pracować nad charakterem i przezwyciężać lenistwo. Najbardziej lubił jazdę na rowerze. Pokonywał nim dalekie odległości, jeżdżąc m.in. do Bolonii, Arezzo, Florencji. Gdy Albert miał 15 lat, na zapalenie opon mózgowych zmarł jego ojciec. Starszy brat Adolfo był zmuszony opuścić Akademię Wojskową, by pomóc matce, ale i Albert starał się jej pomagać. Ukończył gimnazjum, w którym uczył się bardzo dobrze. Był odpowiedzialny, obowiązkowy, wyróżniał się pobożnością i pielęgnowaniem cnót miłosierdzia, wielkoduszności, czystości, sprawiedliwości i przyjaźni wobec kolegów, wśród których był przyszły reżyser Federico Fellini. Dla wielu z tych chłopców był prawdziwym autorytetem. Chciał się uczyć w Akademii Morskiej, ale nie został przyjęty z powodu słabego wzroku. W latach 1936-1941 studiował na wydziale inżynierii mechanicznej na uniwersytecie w Bolonii. Tam wstąpił do Federacji Włoskich Studentów Katolickich (F.U.C.I.), do której należał m.in. Aldo Moro (późniejszy premier Włoch).
Po zakończeniu studiów pracował przez kilka miesięcy w fabryce Fiata w Turynie, ale w tym samym roku został powołany do służby wojskowej, najpierw w Trieście, a następnie - po przerwie - w Treviso. Miał dobry wpływ na żołnierzy, którzy przy nim wyzbyli się złych nawyków i złagodnieli. Na wojnie było też jego dwóch braci. W 1943 r. właśnie w Treviso dowiedział się, że jego młodszy brat Rafaello poległ na froncie rosyjskim. Po przejściu Włoch na stronę aliantów został zwolniony z wojska i we wrześniu 1943 r. wrócił do zniszczonego działaniami wojennymi Rimini. W tym czasie rodzina Marvellich przeniosła się do miejscowości Vergiano, położonej niedaleko Rimini. Albert prawie dziesięć miesięcy od listopada 1943 do września 1944 r. pomagał rannym, chorym, głodnym i ewakuującym się mieszkańcom Rimini. Zaangażował się w działalność charytatywną. Odwiedzał najbardziej potrzebujących, pośredniczył w organizowaniu dla nich pomocy, otworzył kuchnię dla ubogich.
Na początku 1944 r. w obawie przed deportacją do Niemiec rozpoczął pracę w paramilitarnej niemieckiej organizacji Todt, w czym pomogła mu znajomość języka niemieckiego. Nikt nie podejrzewał go w tym czasie o chęć kolaboracji z faszystami, bo dzięki przynależności do tej organizacji udało mu się ocalić wielu Włochów od zagłady w obozach koncentracyjnych i od deportacji do Niemiec. Nie bacząc na ryzyko, otwierał zapieczętowane wagony i wypuszczał więźniów na wolność. Sam jako świetnie wykształcony inżynier miał być wywieziony, ale pociąg, którym jechał, został ostrzelany, dlatego udało mu się zbiec. Gdy we wrześniu 1944 r. front przybliżył się w okolice Rimini, jego rodzina wraz z mieszkańcami miasta schroniła się w neutralnej republice San Marino. Po wyzwoleniu przez wojska alianckie Albert, mimo że nie należał do żadnej partii, został wybrany 23 września 1945 r. do Rady Komitetu Wyzwolenia, w której pełnił funkcję przewodniczącego komisji mieszkaniowej. Był odpowiedzialny za przydzielanie mieszkań w mieście zburzonym na skutek bombardowań. Założył też chrześcijańską spółdzielnię budowlaną i zatrudnił w niej wielu robotników. Włoska prowincja Emilia-Romania odróżniała się od innych, które były zarządzane przez partię komunistyczną. Również w 1945 r. zapisał się do Demokracji Chrześcijańskiej. Traktował swoją działalność partyjną jako służbę. Pisał: „Lepiej jest służyć, aniżeli kazać sobie służyć. Jezus służy”. Uważał, że działalność polityczna jest manifestacją przeżywanej wiary. Zawsze starał się pomagać ubogim. Wszystkich traktował jak braci i starał się im służyć zapominając o sobie. Albert z chęcią przyjął też powierzone mu przez biskupa misje organizowania uniwersytetu ludowego i przewodniczenia kościelnemu stowarzyszeniu "Laureaci Katoliccy", które zajmowało się realizacją dzieł miłosierdzia i chrystianizacją powojennej kultury. Uważał, że kulturę powinni byli tworzyć - obok intelektualistów - zwykli ludzie.
Życie religijne było jednak w centrum. Praktykował swoją wiarę, korzystał z darów sakramentalnych Kościoła. Powiedział kiedyś: „Całe moje życie jest przeniknięte miłością Boga, który przychodzi do mnie ze swym Ciałem i swą Duszą i przebóstwia całe moje ciało, moje myśli, czyny i słowa”. Przełomem w jego życiu był 5 października 1946 r., gdy jechał rowerem na wiec wyborczy, potrąciła go wojskowa ciężarówka. Zmarł tego samego dnia, mając zaledwie 28 lat. Pogrzeb odbył się trzy dni później, 8 października, w salezjańskim kościele w Rimini. Uczestniczyło w nim bardzo wielu ludzi reprezentujących różne stany społeczne. Ciało zmarłego Alberta pochowano na cmentarzu w Rimini. Na nagrobnej płycie umieszczono napis: „Albert Marvelli, robotnik Chrystusa”. Opinia o jego świętości szybko, za pośrednictwem środków masowego przekazu, przekroczyła granice miasta i diecezji. 5 października 1974 r. trumna z jego ciałem została przeniesiona z cmentarza do obecnego miejsca pochówku w kościele św. Augustyna w Rimini. Albert pozostawił po sobie wspomniany Dziennik,opublikowany kilka lat po jego śmierci (zob. M.P. Tomaszewski, Albert Marvelli. Pełnia życia, Poznań 2012; Czytelnia; w: https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-05c.php3. [05.01.2023]).
Beatyfikował go w Loreto św. Jan Paweł II pod koniec swojego pontyfikatu - 5 września 2004 r. Ojciec Święty powiedział o nim: „Dla Alberta Marvelliego, młodzieńca silnego i wolnego, wielkodusznego syna Akcji Katolickiej i Kościoła w Rimini, całe jego krótkie, trwające zaledwie dwadzieścia osiem lat życie było darem miłości ofiarowanym Jezusowi dla dobra braci. «Jezus objął mnie swoją łaską - pisał w swoim Dzienniku - widzę już tylko Jego, myślę jedynie o Nim». Albert uczynił codzienną Eucharystię centrum swojego życia. Z modlitwy czerpał natchnienie także do realizacji działalności politycznej, przekonany o tym, że w historii trzeba żyć w pełni jako dzieci Boże, aby przemienić ją w historię zbawienia. W trudnym okresie drugiej wojny światowej, która niosła śmierć, potęgując przemoc i okrutne cierpienia, błogosławiony Albert dbał o głębokie życie duchowe, z którego rodziła się miłość do Jezusa, prowadząca do tego, że nieustannie zapominał o sobie, biorąc na swe barki krzyż ubogich” (por. Homilia podczas uroczystości beatyfikacyjnej, w: https://www.vatican.va/content/john-paul-ii/it/homilies/2004/documents/hf_jp-ii_hom_20040905_loreto.html [05.01.2023]).
Chrześcijańskie życie dopełnia się w tajemnicy eucharystycznej. Warto zatem zapytać:
Prośmy, aby w każdej mszy św. Duch Święty pozwolił nam wchodzić w całe bogactwo eucharystycznego misterium, wchodzić ze spojrzeniem pełnym zdumienia i sercem pełnym wdzięczności. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
kard. Martini, Sakramenty, 42.