Tolkien J.R.R. - Trylogia Władcy Pierścieni
2016-05-24
J.R.R. Tolkien, Trylogia Władcy Pierścieni, t. 1-3, Wydawnictwo Amber, 2013.
Wśród najbardziej znanych zagranicznych pisarzy wyróżniamy dziś Kinga, Rowling, Lewisa, Pratchetta i Tolkiena. Nic w tym dziwnego, ponieważ ten ostatni dał nam arcydzieło, które jest jednym ze światowych ikon współczesnej popkultury. Każdy szanujący się
miłośnik fantastyki oprócz Gwiezdnych Wojen zna także Tolkienowskie Śródziemie. Wiek XXI przyniósł nam aż 6 wysokobudżetowych
kinowych adaptacji książek tego wybitnego twórcy, w tym właśnie trylogię
„Władcy Pierścieni”. Miliony ludzi na całym świecie wybrały się na to
widowisko do kin, z niecierpliwością oczekując kontynuacji. Cały świat
zachwycał się pięknem snutej na ekranie historii, wzruszał losami
bohaterów i z zapartym tchem zwiedzał wraz z nimi piękny, lecz
niebezpieczny świat Śródziemia. Sukces filmowego przedsięwzięcia
spowodował u licznej grupy widzów chęć przeżycia tej przygody jeszcze
raz, tym razem w jej oryginalnej wersji. Z księgarń masowo znikały
kolejne egzemplarze trylogii J.R.R. Tolkiena, ludzie oddali się lekturze
i nagle dostrzegli, iż to, co przedstawiono im na ekranach w wielu przypadkach odbiega od tego, co autor zapisał na
stronach swego dzieła. Pomijając praktyczne powody zmian, takie jak
odpowiednie tępo dla filmowej adaptacji, nowi czytelnicy zaczęli szukać w
powieści czegoś innego, głębszego sensu. To, czego się dowiedzieli
zdziwiło niejednego, ponieważ „Władca Pierścieni” okazał się powieścią na wskroś chrześcijańską!
Fakt ten najbardziej zdziwić może osoby
zaznajomione jedynie z filmową treścią trylogii. Co prawda, adaptacja
nie stworzyła zupełnie oderwanej od twórczej rzeczywistości Tolkiena
opowieści, jednak w wielu momentach, w których w książce akcja zwalnia
lub kieruje nas w inne miejsca, film tworzy inny całokształt
rzeczywistości. Już na samym początku opowieści różnice są jasno
zauważalne. Nie wpływa to na ogólny odbiór wydarzeń, jednak
sprawia, że - znając jedynie filmową wersję - tracimy sporą część
oryginalnego przesłania, jakie zawarł w swym dziele autor. I tak np. kwestia przyjaźni Froda z Meriadokiem i Pipinem oraz ich
sposób przyłączenia się do wyprawy inaczej przedstawione są w
obu „wersjach” powieści.
Jednak nawet osoby, które przeczytały omawiane
dzieło Pana Johna, mogą mieć problem z akceptacją tezy o chrześcijańskim
wymiarze powieści. Wszak na próżno możemy szukać wśród
treści trylogii jakichkolwiek wzmianek o Bogu, Jezusie
Chrystusie, Maryi Pannie, Apostołach, ba, w świecie tym w ogóle nie ma
żadnej wzmiance o religii. Jak zatem wytłumaczyć ów
paradoks? Z odpowiedzią przychodzi nam sam autor, który pisze: Władca Pierścieni” jest zasadniczo dziełem
religijnym i katolickim; początkowo niezamierzenie, lecz w poprawkach
świadomie. Dlatego nie umieściłem w nim czy też wyciąłem z niego niemal
wszystkie wzmianki o czymkolwiek, co mogłoby być religią, kultem czy
obrzędami w tym wymyślonym świecie. Element religijny został bowiem
wchłonięty przez opowieść i jej symbolikę(...) wszystkie aluzje do
najważniejszych spraw celowo ograniczyłem do drobnych wzmianek,
zauważanych jedynie przez najbardziej uważnych czytelników, albo ukryłem
je pod nie wyjaśnionymi symbolicznymi postaciami (zob. J.R.R. Tolkien, List
do Roberta Murraya).
Tolkien sam otrzymał kiedyś list od mężczyzny
który nazwał siebie „niedowiarkiem”. W liście tym zwrócił
się do pisarza: Pan tworzy świat, gdzie wiara wydaje się być
wszędzie bez widzialnego źródła, niczym światło niewidzialnej lampy. Tolkien odpowiedział w następujący sposób: Jeśli w dziele
zamieszkuje świętość lub też rozświetla je ona jako przenikające przezeń
światło, to nie pochodzi ona od autora, lecz poprzez niego. I żadne z
Was nie postrzegałoby jej w tych kategoriach, gdyby nie towarzyszyła
również Wam.
Tym sposobem sam autor zapewnia nas o
prawdziwości postawionej powyżej tezy. Zachęca również do aktywnych
poszukiwań, niejako do "przesiania" treści całej trylogii, by wydobyć z niej
prawdy moralności chrześcijańskiej.
Opowieść J.R.R. Tolkiena zabiera nas w świat Śródziemia, krainy znajdującej się obecnie w wielkim niebezpieczeństwie.
Oto, po wielu wiekach, z ciemności ponownie wyłania się Sauron: Upadły
opiekun Śródziemia, obecnie jego największy wróg. Do ponownego zdobycia krainy brakuje mu jednej rzeczy - Pierścienia Władzy, który sam wykuł,
przypieczętowując tym samym swój upadek. Pierścień posiada moc zdolną
przeciwstawić się wszystkim wolnym ludom. Jest jednak nadzieja dla
pragnących pokoju i dobra Sródziemia: Pierścień należy zniszczyć!
Dokonać tego można jedynie w miejscu, w którym został wykuty, a
więc w kraju nieprzyjaciela, pilnie strzeżonym przez armie orków,
goblinów, wargów i ludzi poddanych Władcy Ciemności. Zadania tego
podejmuje się ktoś, kto wydawałby się jest najmniej do tego powołany: Hobbit, Frodo Baggins, mały ludek, na którego żaden z dostojnych ludzi,
krasnoludów czy elfów nie postawiłby złamanego grosza. Poczciwy niziołek ma jednak coś znacznie cenniejszego niż siła, władza czy
potęga. Tym czymś jest przyjaźń jego towarzyszy, którzy tworząc Drużynę Pierścienia wyrusza, by położyć kres mrocznej wizji
przyszłości.
„Władca Pierścieni” jest gloryfikacją postawy
Hobbita - istoty pokornej, skromnej, prostej, szczerej, oddanej
przyjaciołom. Frodo przez cały czas swej wędrówki ku przeznaczeniu ani
razu nie wykorzystuje swej uprzywilejowanej względem towarzyszy funkcji Powiernika Pierścienia. Nie domaga się z tego tytułu specjalnego
traktowania czy przywilejów. Co więcej zawsze w pierwszej
kolejności myśli o swych przyjaciołach, z którymi przyszło mu wyruszyć w
drogę: trzech hobbitach, Samie, Merrym i Pipinie, dwóch ludziach,
Aragornie i Boromirze, elfie Legolasie, krasnoludzie Gimlim i czarodzieju Gandalfie Szarym. Nie chce narażać ich na
niebezpieczeństwo. Głęboka przyjaźń członków drużyny, tak
różnorodnych kulturowo, lecz kierujących się wspólnymi wartościami
moralnymi jest przykładem prawdziwej postawy chrześcijańskiej wobec
innych. Bohaterowie nie myślą o sobie, a to, co czynią,
czynią dla dobra całej społeczności. Niejednokrotnie siła przyjaźni stwarza ryzyko utraty życia; liczy się tylko po to, by choć spróbować ocalić
innych członków drużyny.
Wędrówka bohaterów trylogii może być symbolem naszej drogi ku zbawieniu. Niziołek stara się przezwyciężyć ukryte w
sobie zło i ostatecznie wyrzec się go, wrzucając pierścień w ogień Góry
Przeznaczenia. Wielu stara się mu pomóc, np. Frodo dobrze wie, że nie kto inny, lecz on sam musi
podjąć decyzję, wyrzec się klejnotu dobrowolnie. A nie jest to łatwe
zadanie. Im bliżej celu jest mały heros, tym mocniej pierścień próbuje
odbić swe piętno na wolnej woli Hobbita.
Pierścień jest symbolem zła, grzechu. Kusi, namawiając Hobbita, by wsunął go na
palec. Niziołek jednak dobrze wie, co idzie w parze z poddaniem się pokusie. Pierścień tylko czeka, by zniszczyć dobro znajdujące się
wewnątrz nosiciela. Ulec woli pierścienia to stać się jego
upiorem: zło przepełnia jego istotę. W rozumieniu
chrześcijańskim ulec woli pierścienia, to popełnić grzech i ponieść jego
konsekwencje, stracić kontakt z Bogiem, Jego łaską. Bohater
dobrze wie, co go czeka, gdy to się stanie, poznał wcześniej Golluma, niegdyś
hobbita, teraz jednak pokracznego stwora, tak zniszczonego przez moc pierścienia, że niemożliwe jest już odnalezienie w nim
dawnej, dobrej i poczciwej istoty. Nienawidzi pierścień za to, co z
nim zrobił, a jednocześnie tak uzależnił się od niego, że
ciężko mu już bez niego żyć. Ileż to razy przywykliśmy do jakiegoś
grzechu, jak Gollum do Pierścienia?
Z Tolkienowskiej trylogii, prócz przyjaźni, wzajemnego szacunku i dzielnej walki ze złem, wydobyć możemy też inne postawy chrześcijańskie, np. postawa Gandalfa
wobec Golluma. Gdy Frodo zwierza
się, że żałuje tego, iż jego wuj nie zabił stwora, gdy miał po
temu okazję, wówczas Gandalf surowo gani go.
- "Zupełnie cię nie
pojmuję - powiedział Frodo. - Gollum zasługuje na śmierć".
- "Zasługuje! To prawda - odpowiedział Gandalf. -
Wielu żywych zasługuje na śmierć. I wielu ginących zasługuje na dalsze
życie. Czy potrafisz im je wrócić? Więc nie szafuj tak wyrokami śmierci,
albowiem nawet najmędrsi nie potrafią dojrzeć wszystkich konsekwencji.
Niewielką pokładam nadzieję w tym, że Gollum zostanie uzdrowiony, zanim
śmierć go dosięgnie, ale szansa taka, chociaż niewielka, istnieje".
Gandalf okazuje iście chrześcijańską wizję
miłosierdzia i nadziei. Choć jest potężny i od wieków pomaga mieszkańcom Śródziemia w walce ze złem i wie, jak bardzo zło pochłonęło
Golluma, to nie traci nadziei na jego nawrócenie. Ilu z nas potrafiłoby
okazać takie miłosierdzie?
W
„Władcy Pierścieni” możemy też odkryć wiele analogii do postaci czy sytuacji z historii
chrześcijaństwa. Gandalf, potężny czarodziej, od niepamiętnych
czasów opiekuje się Śródziem, lecz nigdy nie narzucał swej woli. Próbuje pomagać, służyć radą, wspierać w
trudnych decyzjach - zdaje się być uosobieniem Anioła Stróża. Wielu czytelników w jego
„zmartwychwstaniu” skłonnych było widzieć podobieństwo do zwycięstwa Jezusa. Skąd taka myśl? Tolkiem w swych listach wyznał: "Wszelakie aluzje do chrześcijaństwa ukryte są
między wierszami, musimy się postarać, by je wyszukać". Innych podobieństw do
Jezusa możemy doszukać w Aragornie, Strażniku oraz Królu Wszystkich Ludzi, którego prawdziwa tożsamość czeka na ujawnienie w stosownym czasie.
Miliony zagorzałych fanów Tolkiena w jego bohaterach wciąż doszukuje się różnych alegorii. Jedni w Lembasach, podróżnym chlebie Elfów, którego jeden kęs
wystarczy, by pokrzepić wojownika, widzą Najświętszą Eucharystię, inni w rymach o Galadrieli, Pani
Lorien i jej historii, widzą aluzję do Ewy oraz Najświętszej Maryi
Panny. Sam opowieść najpiękniej i najbardziej bezpośrednio
ukazuje ścieżkę moralną, jaką dojrzały
chrześcijanin winien kierować się w życiu. Ostatecznie zwycięży miłość, skromność,
zaufanie, miłosierdzie, chęć niesienie pomocy drugiej osobie oraz potęgę
czystej bezinteresownej przyjaźni.
W finalnym rozrachunku „Władca Pierścieni” jest
powieścią nie tylko niesamowicie wciągającą, potrafiącą przykuć
czytelnika do fotela na długie godziny, ale także bardzo bogatą w
głębokie, wartościowe postawy moralne. Toczona przez Tolkiena historia, w
porównaniu do akcji filmowych adaptacji, niejednokrotnie nie spieszy
się, nieco zwalnia, daje odpocząć bohaterom, a czytelnikowi czas na
refleksję, przystanięcie na chwilę w wirze zdarzeń i przyjrzenie się
relacjom jakie łączą uczestników wyprawy oraz ich prywatnym
przemyśleniom. Trylogia w wersji książkowej jest znacznie bogatsza
treściowo, niż jej filmowa adaptacja, toteż gorąco polecam ją każdemu,
kogo wciągnęła historia snuta na ekranie telewizora. Wersja pisana ma
także jeszcze jeden znaczny plus w stosunku do tej znanej z wielkiego
ekranu: wszystkie wątki, historię postaci, relacje między bohaterami
oraz rasami tłumaczy w znacznie szerszym zakresie, pozwala oswoić się
czytelnikowi z szerokim zasobem pojęć, nazw własnych i charakterystyką
krainy, zanim wrzuci go we właściwy wir wydarzeń. Zachęcam przeto gorąco
wszystkich do wejścia w fantastyczny świat Tolkiena. Kto wie,
jakie alegorie i symbole uda się Wam jeszcze odkryć?
Mateusz Sówka